Bułgaria i Złote Piaski
Naszą przygodę w Bułgarii zaczęliśmy od malutkiej miejscowości Sabala w której to znajduje się latarnia morska (niestety nie dopuszczona do zwiedzania).
Będąc już nad samym morzem znależlismy niewielką restaurację by spróbować regionalnych przysmaków. Królowały tutaj ryby i owoce morza.Skusiliśmy się na pieczone śledzie i sardynki w panierce. Wszystko było bardzo smaczne.
Po takim posiłku aż przyjemnie było jechać dalej.W pewnym momencie udało się nam zjechać na polną drogę biegnącą wzdłuż klifu. Widoki fantastyczne, warte polecenia – chyba głównie dlatego ,że nie były zmienione przez człowieka.
Jadąc coraz bardziej na zachód skaliste wybrzeże zaczęło przechodzić w coraz bardziej wysokie klify w końcu klify zaczęły znikać i pojawiać się małe miasteczka z pięknymi piaszczystymi plażami.
Następnie ruszyliśmy dalej lokalną drogą w kierunku miejscowości Varna zjeżdżając tylko raz na nocleg gdzie ujrzeliśmy wspaniale pole lawendy.
Sama Varna jest bardzo dużym miastem znajduje się tam nawet delfinarium. Plaże bardzo piękne ,niestety sieć hoteli ogrodziła cały dostęp do nich , tworząc swoiste enklawy dla własnych gości.
Jadąc na zachód staraliśmy się trzymać jak najbliżej wybrzeża. Tak dotarliśmy do miejscowości Nowo Orjahowo , tam przy znaku z napisem”SHKORPILORTSI” zjechaliśmy w las.Tym sposobem odkryliśmy zjazd na dziką plaże. Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na jakie natrafiliśmy – szeroka na 200 m plaża , ze złotym piaskiem i delikatnie schodzącym dnem – po prostu marzenie dla nas i dla naszych pociech.
Do tego ten spokój , którego brakuje nam na naszych polskich plażach. Do najbliższych ludzi mieliśmy przeważnie z 300- 500 m ,a czasami byliśmy tam sami.
Co ciekawe na plaże tą można legalnie wjechać samochodem terenowym. My rozbiliśmy się na polance za wydmami, która praktycznie ciągnie się wzdłuż całej plaży. Było to miejsce dość uczęszczane – głównie przez Bułgarów.Opuszczaliśmy ją z żalem ,ale jeszcze większą chęcią odkrycia nowy wspaniałych miejsc.
I nie czekaliśmy wcale tak długo, gdyż wjechaliśmy w morze słoneczników – był to wspaniały i zdumiewający widok który złagodził tęsknotę za złotymi piaskami.
Kolejnym miastem przez jakie przejeżdżaliśmy był Burgas , który z daleka wyglądał obiecująco. Jak się okazało miał bardzo wąską plaże , a sieć hoteli zajmowała miejsca dla siebie. Burgas jest miastem bardzo przyjemnym i otwartym dla turystów z dużą ilością barów, restauracji oraz różnego typu sklepików z pamiątkami.
Po dniu spędzonym w mieście zatęskniliśmy za chwilą spokoju i ruszyliśmy dalej.Nie zajechaliśmy za daleko ,gdyż zauważyliśmy ,że wzdłuż drogi 99 którą jechaliśmy biegnie inna do niej równoległa. Szybko zjechaliśmy na nią. Jak się okazało droga ta miała liczne dróżki poboczne ,które prowadziły na dzikie plaże, tam też rozbiliśmy się na noc.
Miejsce to było jak jedno wielkie pole namiotowe stały tam przyczepy campingowe i bardzo duża ilość namiotów – wszyscy to Bułgarzy – tak najwidoczniej spędzają weekend.
Widok tamtejszej nocy był fantastyczny – z oddali było widać rozświetlone milionami światełek Burgas. Wraz ze wschodem słońca okazało się ,że plaża jest bardzo wąska , a sam piasek miał czarny kolor co nie zachęcało do kąpieli…
My natomiast wyruszyliśmy dalej, szukać innej piękniejszej plaży. Natrafiliśmy na nią w miejscowości Sozopol w zatoce ,od jej wschodniej strony.
Było to połączenie plaży miejskiej z hotelową niestety różnica była straszna – plaża miejska na której kąpali się miejscowi okazała się nie dość że kamienista to jeszcze pełna glonów wyrzuconych przez fale ,natomiast plaża hotelowa była piaszczysta z powoli schodzącym dnem i barem zaraz przy samej wodzie.
Im bardziej zbliżaliśmy się do granicy z Turcją tym drogi miały coraz gorszy stan, praktycznie nie wiedzieliśmy żywej duszy. Przed sama granicą przejeżdżaliśmy przez ostatnie Bułgarskie miasteczko Malko Tarnowo ciężko to opisać „bida z nędza” czas stanął tam dawno temu…