Hiszpania cz.2

zobacz także :

Hiszpania cz.1

Hiszpania cz.3

Hiszpania cz.4

Hiszpania cz.5

Z samego rana wyruszyliśmy dalej  żeby dotrzeć do plaży Playa de Altafulla położonej nieopodal ruin starej twierdzy. Plaża jest długa ale wąska  z masa wczasowiczów. Woda ciepła ale mocno zamulona drobnym piaskiem. W związku z tym nie zabawiliśmy tu długo.

Po drodze mijaliśmy rzeki które w rzeczywistości okazywały się wyschniętymi korytami.  Są one wykorzystywane w wieloraki sposób od miejsc na bieganie  po parkingi samochodowe.

Jeszcze tego samego dnia dotarliśmy do plaży Platja de l’Arenal położonej w północnej części Parku –  Parc Natural del Delta de l’Ebre. Jest to jedna z najgorszych plaż jakie odwiedziliśmy oprócz glonów zielonej wody spowijał się tu straszny smród gnijących wodorostów. Z tego powodu postanowiliśmy szukać plaży po drugiej stronie Półwyspu Deltaebre. Jak się później okazało wszystkie plaże znajdujące się w parkach narodowych lub bezpośrednio przy nich charakteryzowały się tym samym: dużą ilością glonów – zarówno na plaży jak i w wodzie. Oczywiście ze względu na to że był to park i był w pewien sposób chroniony nie ingerował w niego człowiek.

Szukając dalej idealnej plaży trafiliśmy do Jardí de Sòl de Riu miasta położonego na klifowej części wybrzeża. Znajduje się tam kilka plaż urokliwie wyglądających, a wśród nich plaża nudystów Platja del Riu de la Sénia .

Kolejna plażą na którą trafiliśmy była plaża Playa Perrochos  jest to kamienista i nie ciekawa plaża z mętną i cuchnącą wodą – dlatego też jedyne kogo tam spotkaliśmy to wędkarze.

Zaledwie parę kilometrów dalej natrafiliśmy na kolejną kamienistą plażę Playa Mar Chica, choć tu kamienie wymieszane były z kawałkami gruzu i śmieciami.  Charakteryzowała się stromym wejściem do wody ,a sama woda była mętna. Jedyny plus tego miejsca to można że można było spokojnie zaparkować przy samej wodzie.

Na noc zatrzymaliśmy się w miejscowości Benicarló na plaży Playa Canina El Barranquet – jest to kamienista plaża z możliwości wjechania na nią samochodem. Miejsce musi to być znane dobrze Hiszpanom bo do rana zrobiło się tam prawdziwe nielegalne kamperowisko.

Jako że zbliżał się czas obiadu wjechaliśmy do dużego turystycznego miasta- Peniscola nad którym górowała twierdza. Jest to miasteczko typowo turystyczne. Można tu znaleźć zarówno regionalne restauracje takie jak bar Torre oraz większe budki z kebabami. Warto odwiedzić tutaj wspomnianą wcześniej twierdze ze względu na piękne widoki z niej.

Jeszcze tego samego dnia dotarliśmy do parku narodowego „Parque Natural de la Sierra de Irta”. Sama droga przez park dopuszczona jest do ruchu kołowego dzięki czemu można jechać w niezwykle malowniczym krajobrazie. Większość trasy wiedzie klifami bardzo wąska droga. Naprawdę trzeba uważać – w szczególności podczas wymijania się  innymi autami. Jest to na pewno miejsce które polecam miłośnikom off-road turystycznego gdyż nie wymaga zbyt dużych umiejętności ,a cieszy oko niesamowitymi widokami.  W parku tym znajduje się kilka dzikich urokliwych plaż. Jednak wymagają one obuwia do wody gdyż większość zejść jest skalista.

Wieczorem tego samego dnia dotarliśmy do Platja de les Fonts nieciekawej plaży w turystycznej miejscowości Alcossebre. Mimo późnej pory plaża była pełna wczasowiczów – choć woda była brudna a piasek czarny.  Sytuacje ratowały tylko sprawne prysznice.

Późnym wieczorem przybyliśmy do miejscowości Marina d’Or – Ciudad de Vacaciones , gdzie w jej północnej części na dużym parkingu spędziliśmy noc. Parking ten musi być dobrze znany gdyż spotkaliśmy na nim nawet tira z Polski.

Plaża była  częściowo kamienista częściowo piaszczysta ze stromym  wejściem do wody. Woda mętna ale ciepła. Sama miejscowość zrobiona pod turystów: bardzo dużo mieszkań do wynajęcia , hotele, resorty, lunaparki, aquaparki.

Co najbardziej mnie urzekło to super stacja radiowa (można ją odbierać tylko w tej miejscowości) puszczająca muzykę klubowa 24 godziny na dobę. Popularne są tu tez różne imprezy z muzyka klubowa na które licznie przybywa młodzież z całej Hiszpanii. Coś jak Ibiza ?

W południe tego samego dnia wyruszyliśmy w stronę Madrytu. Droga autostradą była żmudna i nieciekawa.

Naszym głównym celem był Park Warner Bros Madryt położony na południe od Madrytu. Jest to obok Disneyland w Paryżu drugi taki tematyczny park w Europie.

Otwarcie parkingu jest o godzinie 10:45 i przeważnie już o tej godzinie czeka sznur samochodów, warto tu zakupić bilety online zarówno na parking jak i wejście do parku unikniemy kolejek do kas. W kasie bilet parkingowy kosztuje 10 euro za dzień.

Samo wejście do parku otwierane jest o 11:30 ale zanim wejdziemy do środka jesteśmy sprawdzani przez ochronę – głownie tyczy się to posiadaczy plecaków i toreb. Nie tyle chodzi tu o bezpieczeństwo co wyegzekwowanie przepisu „nie wnoszenia własnego jedzenia i picia”. Dochody z jedzenia dorównują tym z biletów np. puszka coli kosztuje w parku 3 euro gdy ta sama puszka w markecie kosztuje 0,5 euro. Nie można było wnieść nawet wody, która była niezbędna przy takiej temperaturze. Nawet tłumaczenie że np: dziecko musi mieć dietę bezglutenową też nie wchodziło w grę bo takie różne dania były serwowane w barach w parku.

Sam park w porównaniu z Disneylandem jest miej zadbany i widać że nie był modernizowany od czasu budowy. Posiada dużo atrakcji wodnych w czym góruje na paryskim tym bardziej że temperatura w ciągu dnia sięga tu 40’C. Oprócz wszelkiego rodzaju kolejek, karuzeli największą uwagę przyciągają występy tematyczne – które zmieniają się w cigu roku.  Osobiście polecam Akademie Policyjna oraz Aquaman. Mimo okresu wakacyjnego nie było tutaj strasznych kolejek na największe atrakcje , gdzie w Paryżu kolejki sięgały 2,5 godziny.

Następnego dnia udaliśmy się do Warner Beach.  Aquaparku tematycznego z bohaterami kreskówek i filmów wytwórni Warner Bros. Są tu taj dwie sztuczne plaże z falą, miejsce tyko dla maluchów, dzika rzeka oraz niezliczone zjeżdżalnie. Warto wspomnieć że woda w strefie dla dzieci była lodowato zimna – mimo panujących upałów nie zachęcała do dłuższych  kąpieli. Warto na park przyjść zaraz po otwarciu bo w tedy zajmiemy sobie miejsca na leżakach tuż obok basenu.

Chociaż nie jest to większym problemem bo leżaków jest naprawdę mnóstwo i dla każdego starczy. Warto tu wspomnieć o kolejkach na duże zjeżdżalnie które są znacznie dłuższe niż na normalnym parku. Oczywiście są do wykupienia vip passy dzięki którym omijamy kolejkę.

Samo jedzenie nie jest takie drogie ale mimo wszystko droższe od tego które możemy zakupić na mieście.

Następny dzień zarezerwowaliśmy sobie na zwiedzanie Madrytu ,a zaczęliśmy od muzeum lotnictwa „Museo del Aire”. Z ciekawostek warto wspomnieć że znajduje się ono na terenie działającej bazy sił powietrznych Hiszpanii i jest utrzymywane z jej środków.

Wejście do muzeum jest bezpłatne jedyne obostrzenie jest takie że nie wolno ze sobą wnosić plecaków ani toreb. W muzeum zobaczymy nie tylko historie lotnictwa w Hiszpani ale i na świecie w tym rekonstrukcje samolotu braci Wright. A także śmigłowce od początkowych konstrukcji po dzień dzisiejszy.

Madryt zwiedziliśmy w ekspresowym tempie ze względu na panujący tu upał oraz brak interesujących nas rzeczy. Ze względu na silne nasłonecznienie bardzo popularne są tu rolety i markizy nawet w blokach. Sam Madryt przypominał nam stolice innych dużych miast – korki, brak miejsc do parkowania, najlepszym środkiem transportu są wszystkiego rodzaju jednoślady. Nic specjalnego

zobacz także :

Hiszpania cz.1

Hiszpania cz.3

Hiszpania cz.4

Hiszpania cz.5

Dodaj komentarz